Sunday 18 November 2007

Mar del Plata (Polski)


Po calonocnej podrozy w autobusie z lezacymi siedzeniami, gdzie serwowali nam szampana dotarlismy do Buenos Aires – bylo tu tak zimno, ze jak wysiedlismy z autobusu w krotkich spodenkach to wszystkie wlosy nam na baczosc stanely (na wodospadach bylo 37 a w Buenos Aires 11). Po krotkim namysle postanowilismy jechac dalej na poludnie i tak to wyladowalismy w Mar del Plate – 400km na poludnie od Buenos Aires.
Mar del Plate jest stolica letnia – masy Argentynczykow jada tam co lata na wczasy i jest to troche odpowiednik naszego Gdanska i Leby/Ustki. Miasto jest dosc nowoczesne i najczyszcze jakie do tej pory widzielismy ale jest stosunkowe mlode wiec nie ma tam za duzo zabytkow i starej architectury. Plaza jest szeroka ale piasek jest troche zwirowaty. Jest to przyjemne miejsce ale troche pozbawione charakteru. W dzien jak swiecilo slonce to bylo ok ale wieczory byly zimne. Zmuszeni bylismy powyciagac nasze spodnie i anoraki i pozegnac sie z klapkami i krotkimi spodenkami. Restauracje serwuja pyszne ryby w najprzerozniejszych sosach z duszonymi ziemiakami (pierwszy raz od wyjazdy jedlismy duszone ziemiaki – smakowaly wysmienicie). Wino jest tu dobre i tak tanie, ze ciezko nie zamowic butelki do obiadu. Nasze zoladki jak do tej pory nie przystosowaly sie do tutajszych obyczajow – na sniadanie jest tylko kawa i slodki rogalik. Restauracje otwieraja dopiero kolo 20.30 a tlocznie zaczyna sie robic w nich kolo 22.
Wczoraj przyjechalismy do Buenos Aires – jak do tej pory najciezsza proba dla nas. Wyglowkowanie jak kupic bilet w autobusie zajelo nam prawie godz (rozmienienie pieniedzy na drobniaki tez okazalo sie problemem) . Jak juz dotarlismy do centrum to okazalo sie, ze wiekszosc hoteli jest pelna wiec mielismy kolejna przeszkode do pokonania. Michal dzielnie biegal i szukal nam noclegu a ja siedzialam i pilnowalam naszego dobytku w postaci 2 plecakow 20kg. Po przeszlo 3 godz biegania Michalowi wreszcie udalo sie znalesc hotel w ktorym dalo sie mieszkac. Wieczorem w nagrode za ten caly wysilek Michal zjadl prawdziewego Argentynskiego steka (smielismy sie, ze wyglada jak cwiartka krowy – W Londynie z tego steka to by przynajmniej 4 zrobili). Dzis niedziela – idziemy zwiedzac Buenos Aires i jak dobrze pojdzie to moze uda nam sie pojechac na pare dni do Montevideo w Urugwaju. Pogoda sie ocieplila – jest kolo 20 stopni wiec dobre warunki do zwiedzania.

2 comments:

EwaBK said...

Kochani - usciski i pozdrowienia. Dzieki za nowe wiesci. Zycze dalszych nowych doswiadczen. mama

MichaelK said...

Jutro jedziemy do Montevideo w Urugwaju. Odezwiemy sie po powrocie