Sunday 20 July 2014

San Diego - 2014/07

Dzień 4 pt.: ‘Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć’ w reżyserii nieżyjącego już mistrza suspensu Alfreda Hitchcocka

Nic się przez noc nie zestarzeliśmy, a po kilkudziesięciominutowej serii ‘dżerksów’ na hotelowej siłowni poczuliśmy przypływ sił młodzieńczych.

Plan dnia nie był zbytnio skomplikowany, ale zdarzenia działy się niczym wyjęte z filmów Hitchcocka.

Pierwszym punktem kulminacyjnym był wypad do sklepu triatlonowego NYTRO w Encinitas, przyjemnym miasteczku oddalonym o kilkanaście mil od San Diego.
Napięcie rosło. Udaliśmy się malowniczą drogą wzdłuż oceanu do trochę oldschoolowego, ale edukacyjnie zdumiewająco ciekawego Birch Aquarium. Słonisia hipnotycznie wpatrywała się w smoki morskie, Umichę zahipnotyzowały meduzy, a wszystkich nas niemalże zszokował fakt, że męska część koników morskich odpowiedzialna jest za poród młodych.

Trzęsienia ziemi byliśmy świadkami w George’s At The Cove w La Jolla. To, co można zobaczyć na stronie internetowej restauracji zgadza się w jednej trzeciej. Otóż ów ekskluzywny entourage ma miejsce na najniższym piętrze. Nam przypadł stolik na piętrze najwyższym – trzecim, z widokiem na Pacyfik, co w swej prostocie było przyjemnym doznaniem. Umichy dziurawa koszulka i klapki wzdychały tęsknie do Olka, no ale cóż - nie można mieć wszystkiego.
Przemaszerowawszy w skupieniu promenadą wzdłuż urwisk La Jolla’i  wsłuchani w porykiwania fok i delektujący się zapachem odchodów ptactwa wsiedliśmy do naszego batmobilu i udaliśmy się do centrum San Diego.
Słońce zachodziło, gdy zaparkowaliśmy przy Bilboa Park. Nie było to łatwe, gdyż odbywały się tam imprezy towarzyszące paradzie gejów. Minąwszy most zawieszony wysoko nad drogą szybkiego ruchu wpasowującą się  w bruzdę porośniętej drzewami doliny, znaleźliśmy się po drugiej stronie parku, który od 1870 roku objęty jest aktem prawnym stanowiącym, że te oto 1400 akrów ziemi mają na zawsze pozostać parkiem miejskim.
Słońce już zaszło, gdy szliśmy promenadą, po której obu stronach znajdowały się budynki w hiszpańskim stylu kolonialnym mieszczące w sobie kilkanaście muzeów. Niemalże piorunujące wrażenie zrobił na nas ogromny drewniany budynek ogrodu botanicznego, kryjący w sobie mnogość różnych gatunków roślin. Odkryliśmy również replikę teatru szekspirowskiego Globe, na deskach którego wystawiana była właśnie sztuka, a głosy aktorów słyszalne były zza jego murów.
Hiperkulminację wieczoru poprzedził ‘rogal’ do samego centrum San Diego w poszukiwaniu tajemniczego mostu, który okazał się raptem ogromną estakadą. Mistrz suspensu zaplanował najwidoczniej to tąpnięcie, aby doprowadzić nas do zacumowanego tam lotniskowca USS Midway, który brał udzial w wojnie w Wietnamie i operacji Pustynna Burza.
Na nabrzeżu znajdują się pomniki upamiętniające udział żołnierzy amerykańskich w różnych operacjach wojskowych w XX wieku, 14-krotnego gospodarza gali oskarowych aktora i komika Boba Hope’a dodającego otuchy US marines, oraz gabarytowo wielką rzeźbę inspirowaną słynnym pocałunkiem na nowojorskim Times Square.




















W tym momencie niebo rozjaśniła feeria fajerwerków...

No comments: