Sunday 25 October 2015

Ekatirenburg - 2015/10

Czemu Ekaterinburg – bo z dobrego lotniska, bo o dobrych godzinach no i jak się nie zebraliśmy by pojechać na Ural latem to chociaż na granicy Europy-Azji sobie fotke zrobimy. Tak w czwartkowy wieczór zjawiliśmy się na lotnisku więcej niż 2 godz przed odlotem bo lecieliśmy ekonomicznymi liniami aeroflota zwanymi POBEDA (po polsku to zwycięstwo) otwartymi na polecenie Putina w grudniu 2014 roku – wg internetu linie przeworzą więcej pasażerów niż wizzair i mogą się pochwalić jednym z najbardziej skąplikowanych regulaminów dotyczących bagażu podręcznego jaki kiedykolwiek widzieliśmy (bez opłaty do kabiny można wziąść tylko komputer + jedzenie oraz duży bukiet kwiatów). No ale jakoś się odprawiliśmy i zdążyliśmy do bramki jak nam powiedziano z minutą zapasu a Michał obiecał, że więcej nie będzie narzekał że na lotnisko go wlokę tak wcześnie przed odlotem (przynajmniej póki podróżujemy po Rosji). Zazwyczaj latamy aeroflotem, z którym jak do tej pory żadnych problemów nie mieliśmy..
Piątek zaczął się od przespania śniadania, czas się zmienił o 2 godz więc jak przyszliśmy to już kończyli sprzątać. Słońce swieciło, zamiast zapowiadanego -11 było -3 więc dzień spędziliśmy na zwiedzaniu miasta. Ekaterinburg z 1.3mln mieszkańcami jest 3 największym miastem Rosji o interesujacej zabudowie – duzo wieżowców otaczających małe drewniane domnki, wiekszość w nie najlepszym stanie, a od czasu do czasu można zobaczyc pięknie zdobiona kamienicę jakby przeniesioną z St Petersburga. Ekaterinburg zalożony zostal 1753 roku na mocy dekretu Piotra Wielkiego i nazwany na cześć żony cara – już od samego początku celem miasta było stać się centrem przemysłu metalowego. Ekaterinburg był niedostępny dla turystów do 1991 roku. Pod względem turystycznym nie ma za wiele do zaoferowania. Ulica Wernera jest tutejszym Arbatem – zamknięta dla ruchu samochodowego, ze sklepami i restauracjami i fajnymi rzezbami.


























museum Wysotkiego, otwarte w zeszlym roku w 75 rocznice jego urodzin, zawierające pare jego rzeczy, zdjęcia oraz jego mercedes. 
Dla tych interesujący się historią, Ekatirenburg kojarzy się z zabójstwem rodziny cesarskiej Romanowów 17 lipca 1918 roku oraz z byłym prezydentem ZSRR Borysem Jelcynem, ktory się tu urodzł i tu zacząl karierę polityczną. Po podpisaniu abdykacji car z rodziną został zesłany to zsyłkę na Syberie do pobliskiego Tobolska a potem przeniesiony do Ekatirenburga w domu specialnym otoczonym drewnianym płotem, zwanym domem Ipatieva. Nocą 17 lipca rodzina carska została obudzona i zaprowadzona do piwnic, pod pretekstem, że w mieście szerzą sie zamierzki. Tam w małym pokoju zostali rozstrzelani przez bolszewików. Córki cara okazały się dużą wytrzymałością na kule i jak sie potem okazało to dla tego, że mialy w gorsety wszyte klejnoty rodzinne, które odgrywały rolę kamizelek kuloodpornych. Zginął car, żona Alexandra, cztery córki:Tatjana, Olga, Maria, Anastazja i następca tronu Alexey (który cierpiał na hemofilie, jego matka byla nosicielem wadliwego genu, który odziedziczyła od królowej Viktorii). W 1997 roku na polecenie Jelcyna dom został zbużony a na jego miejsce wybudowano Cerkiew na Krwi i muzeum poświęcone Romanowym.

W sobotę pojechaliśmy do Ganina Jama, 15km - miejsca gdzie w 1991 roku znależione zostały zwłoki rodziny carskiej Romanowów. Szybko zaczęły roznosić się słuchy ze carewicz Aleksej i carewna Anastasja przeżyły - czas od czasu pojawiały się osoby ktore podawały się za Anastazja, Jedną z głośniejszych i bardziej wiarygodnych historii była "babcia Alina" (granny Alina). A co się stalo ze zwłokami ostatniej rodziny carskiej zostało wyjaśnione po odtajnieniu akt w 1998 roku.


W miejscu, gdzie znaleziono 5 zwłok rodziny carskiej: cara, carycy, corek: Olgi, Tatjany i Anastazji stoi teraz krzyż

Badania DNA potwierdziły ze sa to kosci rodziny Romanow

w 2000 roku rodzina Romanow została kanonizowana a szczątki złożone w St Petersburgu (5 członków, bez Alekseja i Marii)

Dopiero w 2007 roku zwłoki dwóch pozostałych członków rodziny (Alexeja i Anastazji) zostały znalezione. Jak do tej pory nie są one jeszcze złożone razem z pozostałymi członkami rodziny ale badania DNA potwierdzily ze nie ma wątpliwości że są to ciała dzieci ostatniego cara.


                                   
....................................................................................................                  
W noc zabójstwa, 17 lipca 1918, ciała zostały zapakowane na ciężarówkę ale zaczęło już jaśnieć więc postanowili spalić ciała oblewając je kwasem solnym nie zdajac sobie sprawy że w takiej temperaturze ciało ludzkie cieżko się pali i potrzebne jest minimum 7 godz poza tym roznosi sie unikalny smród. Jak zaczęły sie szerzyć coraz więcej teorii o domniewanym miejscu pochówku bolszewicy postanowili przenieść na pół spalone ciała no ale szczęście im nie dopisało. Cieżaówka się zakopała więc by uniknąć podejrzeń 2 najmiejszę ciała przenieśli w inne miejsce, jak sie okazało w miejsce oddalone o 60m. Obecnie na miejscu gdzie znaleziono zwłoki wybudowano kompleks małych cerkwi.

Przed wyjazdem pojechaliśmy zobaczyć gdzie Europa spotyka Azje - na granicy co pare kilometrów wzniesiono pomnik.
   





Linia graniczna jest bardzo popularnym miejscem dla nowożeńców, którzy przyjeżdzają tu z miasta na sesje zdjęciową oraz by zawiązać wstążeczkę z życzeniem oraz wypić weselnego szampana.


Zapowiadało się mało ciekawie ale historia Romanowów nas zaciekawila. Ekatirenburg jest otoczony hektarami pięknych lasów brzozowych.

Ekatirenburg po rewolucji pażdziernikowej od 1924 do 1991 nazywało się Swiedworłsk, na cześć bolszewickiego przewódcy Jakowa Swierdłowa. w 91 roku miasto wróciło do oryginalnej nazwy ale region dalej pozostal Swierdłowski.

Wednesday 7 October 2015

Suzdal & Włodzimierz - 2015/10

Złoty Pierścień Rosji to miasta położone w niedalekiej, jak na rosyjskie warunki, odległości od Moskwy, tworzące symboliczny okrąg. W średniowieczu miasta te były ważnym ośrodkiem kulturalnym, handlowym i turystycznym. W skład pierścienia wchodzą: Włodzimierz, Suzdal, Kostroma, Jarosław, Rostów Wielki, Pierejasławl Zaleski. Każde z tych miast posiada bogatą historię i cenne zabytki.
W sobotni ranek pełni energii ruszyliśmy w 230km drogę do Suzdala. Entuzjazm i cierpliwość, dużo cierpliwości, było potrzebne bo dojazd zajął nam 6.5 godz. Dotarliśmy, zaparkowaliśmy, pogoda się popsuła ale ruszyliśmy zobaczyć co Suzdal ma do zaoferowania. Suzdala historia sięga X wieku i rządów Jarosława Mądrego. Jest to spokojne, małe miasteczko z drewnianymi domami, brak wysokiej zabudowy i betonu - jaka to była miła odmiana od Moskwy.

To tu w Suzdalu pochowany został Dmitry Pożarski - jego pomnik stoi na placu Czerwonym w Moskwie tuż pod katedrą św, Bazylego. Pożarski był przywódcą powstania ludowego i miał wielkie zaslugi w wyparciu wojsk polsko-litewskich podczas wojny polsko-rosyjskiej 1609-1618.
Główną atrakcja Suzdala jest Kremlin, gdzie pochowany jest Pożarski w grobowcu rodzinnym. Dziś jest to dobrze odrestaurowany kompleks przyciągający tysiące turystów na jednodniowe wycieczki z Moskwy.

Tak też mimo długich korków dzień w Suzdalu upłynał nam przyjemnie i relaksująco. W niedzielę czekał nas długi powrót do domu ale zanim ruszyliśmy w droge zatrzymaliśmy się we Włodzimierzu - mieście założonym i nazwanym po księciu kijowskim Włodzimierzu Wielkim. Ku jego czci w mieście na każdym kroku jest pomnik księcia Włodzimierza Wielkiego.
Wiekszość budowli z czasów świetności miasta się zachowało w dobrym stanie.
Uspienskij Sobor to dwunastowieczna cerkiew, pełna przepięknych średniowiecznych fresków, także tych namalowanych przez rosyjskiego "mistrza ikony" - Andrieja Rublowa, jak i późniejszych - barokowych, ufundowanych przez carycę Katarzynę II. W cerkwii znajdują się również szczątki rosyjskich książąt i kilku prawosławnych świętych.


Tyle naoglądaliśmy się przyjeżdżających wycieczek, że nie mogliśmy sie oprzeć pokusie nie zrobienia selfie.

Wednesday 30 September 2015

Kazan - 2015/09

Kazań to stolica Tatarstanu, milionowe miasto u nabrzeży Wołgi.
Dzięki dobrej ekonomii znawe trzecią stolicą po Moskwie i St Petersburgu. Kazań też jest sportową stolicą Rosji, dużo pieniędzy zostało zainwestowane. Tu w 2013 odbyła się Uniwersjada a w 2015 Mistrzowstwa Świata w Pływaninu. Miasto jest zadbane, czyste, nowoczesne. 


To tu Ivan Grożny pokolał Tatarów w 1552 after 7 dniowym oblężeniu. By uczcić zwyciestwo wybudował na Placu Czerwonym w Moskwie bazylijke Św. Bazyliego składającą się z 7 wież mających symbolizować 7-dniowe obleżenie.



Główną atrakcją Kazania jest Kremlin z chylącą sie wieżą Soyembika. Wg legendy Ivan Grożny był tak zachwycony urodą Soyembiki, że poprosił o jej rękę. Dziewczyna się zgodziła pod warunkiem, że w 7 dni wybuduje dla niej najwyższy budynek w Kazaniu. Tak też się stało no i w 7 dni powstała 7 poziomowa wieża. Dzieczyna, była muzełmanką, nie mogła sie pogodzić z poślubieniem nie-muzełmanina – weszła na wieżę i z niej skoczyła.

Kul Sharif w Kremlinie okazale goruje nad miastem wieczorem - przepiękny widok mieliśmy z baru na dachu naszego hotelu, Nazwany na cześć imana, który poległ podczas obrony miasta w czasie inwazji Iwana Grożnego. Wewnątrz sa 3 poziomy – największy jest parter, gdzie wstęp mają tylko mężczyżni. Na pierwsze piętro wstęp mają tylko kobiety a turyści moga wejść na balkon na 2 piętrza. W podziemiach znajduje sie museum islamu.

Jak przyjechalismy banie soboru widoczne z naszego hotelu były szare, jak wyjeżdżaliśmy były niebieskie. Godne podziwu była cierpliwość malarza i jego zdolości akrobatyczne.
Nie ma jak to zwiedzanie z buta bo z folklorem można sie zapoznać
no i nie można było sie oprzeż przejażdżce na rowerze - nawet jesli był stacjonarny 

Tak nam weekend minął - jak na nas to za dużo nie zobaczyliśmy ale za to dużo zjedliśmy i wypiliśmy. Zdania mamy podzielone, jednemu się bardzo podobało a drugiemu brakowało atmosfery - miasto czyste, odrestaurowane ale jakoś tak mało tatarskie. Restauracje z jedzeniem tatartskim nie są łatwe do znalezienia w okolicach centrum a te co są to serwuja semi-tataerskie potrawy (restauracje serwujące steki są bardzo popularne).

Co do jednego jesteśmy zgodni - widok z tarasu hotelowego był super.





Sunday 6 September 2015

Sochi - 2015/08


Za pare dni, 31 sierpnia, bedziemy swietowac rok jak przesiedlilismy sie do Moskwy. Okres ten byl zdominowany glownie przez prace. Uwierzyc nam ciezko, ze lato juz sie prawie skonczylo a my prawie nie wyjechalismy poza Moskwe. Troche przypominamy misia, ktory zapadl w dlugi sen zimowy i nie obudzil sie wiosna tylko pod koniec lata.

Rozruszalismy sie dopiero jak Michal postanowil robic “Elbrus marathon” – wyjechalismy z Moskwy, poradzilismy sobie z jezykiem i wrocillismy z fajnymi wspomnieniami. Zacheceni pomyslnym wyjazdem na Elbrus pojechalismy na poszukiwanie lata bo w Moskwie lato bylo kiepskie w tym roku.
W piatkowe poludnie wyladowalismy w Sochi nad Morzem Czarnym, miejscem zimowej olimpiady w 2014. Lokalni taksowkarze nie rozczarowali – osoczyli nas i oferowali konkurencyjne ceny za dowoz do hotelu ale my obstalismy przy publicznym autobusem. No i nie bylismy rozczarowani bo kierowca byl zabawny – opowiadal historyjki o budowie tuneli i konczyl je pytaniem “I w telewizorze pokazywali – tak cala Rosja widziala – widzieliscie tez?” Nasz pierwszy postoj to Krasnaya Polana gdzie podczas olimpiady odbywal sie skoki I zjazdy. Miejsce troche “dziwne”  - wysokie gory otachajace skupisko nowych luksusowych poteznych hoteli, miejscowosc malutka i poza hotelami tylko pare domow mieszkalnych Niby wszystko ok ale nie ma to uroku szwajcarskich chaletow.


Turystow duzo nie widac a ci co sa to wygladaja jakby przyjechali na jednodniowa wycieczke znad morza – hotele wygladaly opustoszale ale moze w zima zarobia na siebie. Nie wpadl nam w oko zaden ze szlakow turystycznych wiec wybralismy latwa opcje i wjechalismy kolejka na 1,840 m n.p.m. Rosa Kutor  Jak dojechalismy to ciemne chmury nadeszly, za duzo nie bylo widac wiec zadowolismy sie piwem w restauracji po czym zjechalismy na dol. Kolejka byla imponujaca – niesamowicie stroma i miejscami strasznie odlegle miejsca miedzy slupami.

W sobote, zjedlismy smaczne sniadanie na tarasie naszego malego hotelu, i udalismy sie na stacje by zlapac pociag o wdziecznej nazwie “Lastoczka” (jaskolka) do Sochi. Lastoczka zostala wybudowana specialnie na olimpiade, pociag szybki, cichy, tani, comfortowy wiec po 1 godz wysiedlismy na stacji w Sochi. Widok z pociagu byl rozczarowujacy, niczym nie przypominajacy “Ocean Road” wijaca sie nad oceanem w Australli. Plaza byla waska i kamienista, wzdluz plazy szly tory kolejowe a potem gesto zabodowane domy i hotele – jeden na drugim.

Nasz apartment okazal sie jednym z wielu apartamentow w poteznym wielopietrowym budynku  polozonym na zalesionym zboczu z ladnym widokiem na morze i kolo sanatorium “Metalurg” – potezne sanatorium za czasow Stalina funkcjonujace do dnia dzisiejszego. Pocieszajacy byl fakt ze w cene wynajmu wliczona byla przepustka na plaze pobliskiego pieciogwaizdkowego Swiss Hotelu – jak na to co widzielismy z okien pociagu plaza byla calkiem spoko – lezaki, reczniki, bar no i piasek przywieziony ciezarowkami. Woda w morzu czysta i ciepla 23stopnie. Moze byc – apartment okazal sie dobrym wyborem.

zachod slonca z naszego apartamentu
W niedziele rano pojechalismy zobaczyc rezydencje Stalina “Zelonaya Roscha”. Jeszcze 2 lata temu bylo to museum polaczone z 12-pokojowym pensjonatem ale teraz budynek  jest w trakcie odnowy i nie wiadomo co bedzie. Pani przewodnik powiedziala nam, ze objekt znajduje sie pod zarzadem jakiej prywatnej spolki i ze oni nic nie wiedza. W zeszlym roku rezydencja Stalina byla zamknieta dla odwiedzajacym przez miesiac z powodu interwencji kanclerza Niemiec Angeli Merker, ktora twierdzila ze to nie jest dopuszczalne by miec museum Stalina gdyz w Niemczech nie ma museum Hitlera. Rezydencja jest w kolorze zielonym nie widzialna z daleka, wylania sie nagle sposrod drzew.  Stalin mial jeszcze pare rezydencji. wszystkie w tym samym stylu co ta w Sochi. Wymagania Stalina byly proste - bezpieczenstwo (mial paranoje na tym punkcie), zakaz luster oraz wszystko mialo byc z rosyjskich materialow (zakaz uzywania materialow zagranicznych).


Sochi bylo ulubionym miejscem letnich wypoczynku Stalina i to za jego czasow infrastruktura niesamowicie sie poprawila a Sochia stala sie popularnym miejscem wypoczynku:  powstaly potezne sanatoria, wybudowano droge (kiedys prospect Stalina dzis prospect Kurortow), powstalo mnowstwo parkow. Stalin tez nakazal budowe jedenasto kilometrowej drogi na szczyt Akhum  w rekordowo krotkim czasie 102 dni. Budowali ja wiezniowie, ktorym w zamian za ciezka prace obiecano zwolnienie.
Dacha Stalina znajduje sie na wgorzu, 10 min dobrego marszu pod stormy stok. Otoczona jest lasem – mieszanka sosny, cisow i eukaliptusow posadzonych w trakcie budowy powoduje, ze zapach powietrza jest bardzo rzezki i unikatowy. Pani oprowadzajaca nas po obiekcie opowiadala ciekawie ale jak to sama mowila za duzo nam powiedziec nie moze bo wszystko jest tajne i tak wlasciwie za duzo nie wiadomo o prywatnym zyciu Stalina. Wiadomo natomiat, ze Stalin byl paronoicznie bal sie, ze ktos zoorganizuje zamach na jego zycie dlatego najlepiej czul sie w otoczeniu ochroniarzy (byly 2 zamachy na jego zycie ale zaden nie byl zamierzony  – pierwszy raz jak pijany rolnik przypadkowo wjechal na moscie w samochod, w ktorym jechal Stalin a drugi gdy lodz ktora plynal Slalin zostala ostrzelana gdyz zapomiano poinformowac sluzby nabrzezne wiec te zgodnie z protokolem oddaly strzaly ostrzegawcze). Stalin bardzo lubil filmy, szczegolnie czarno biale a jednym z jego ulubionych byly filmy Chaplina. Stalin tez lubil grac w bilard, nie byl dobrym graczem ale nie lubil jak dawano mu wygrac. Rzekomo tradycja byla ze ten kto przegra musi wejsc na stol bilardowy i gdakac jak kura (Stalin czesto gdakal). Stalin nie znosil tez zapachu gotujacych sie potraw ani stukotow garkow i talerzy – z tego tez powodu kuchnia byla ulokowana w specialnym skrzydle domu.

Stalin cierpial na reumatyzm i w 1931 lekarze polecili mu kuracje w sanatarium na Kaukazie (mieszanka miejscowych zrodel + morze) Kuracja mu tak pomogla, ze potem wracal tu jeszcze siedniokrotnie na wakacje (wakacje mial dlugie, zazwyczaj od konca czerwca do konca pazdziernika). Dygnitarze z moskwy przyjezdzali na spotkania do Sochi. Stalin nie lubil latac samolotem, lecial tylko raz na konferencje w Teheranie, zazwyczaj podrozowal pociagiem. Nad morze nie lubil chodzic, wiec wybudowano basen do ktorego wode morska przywozili w beczkach.
Stalin to pseudonym bolszewicki, prawdziwe imie to Josef Jugsashvili urodzil sie w Georgi. Mial 2 zony, pierwsza poznal w czasach studenckich zmarla rok po slubie na tyfus, krotko po urodzeniu syna Yakova Druga zona byla znacznie mlodsza, cierpiana na bi-polar disorder a jej smierc jest zagadkowa – oficialnie podaje sie ze zmarla z powodu rozlanego wyrostka robaczkowego aczkolwiek wielu twierdzi ze popelnila samobojstwo/zostala zastrzelona po tym jak wieczorem podczas kolacji poklocila sie ze Stalinem na oczach gosci. Rano juz nie zyla. Razem mieli 2 dzieci: Vitalij i Swetlana.
Najstarszy syn, Yakov, zostal pojmany przez Niemcow w bitwie pod Stalingradem, Niemcy chcieli wymienic go za generala  Paulus  ale Stalin nie wymienil generala za porucznika. Po niedoszlej wymianie syn Stalina zginal w obozie koncentracyjnym, wersje sa rozne, jedni twierdza ze wybieg z baraku wolajac zastrzelcie mnie a inni ze rzucil sie na sruty elektryczne. Vitalij byl pilotem ale prowadzil bardzo rozwiezly styl zycia, czerpal ile sie da korzysci z faktu ze jest synem Stalina i byl alkoholikiem – zmarl w wieku 41 lat z przepicia. Corka Swietlana byla cztery razy zamezna I w 1961 roku zostawila dwujke doroslych dzieci I poprosila o azyl USA. Tam wyszla zamaz po raz kolejny I urodzila corke Olge. W latach 80 powrocila do Rosji ale nigdy nie udalo jej sie odnowic stosunkow z pozostawionymi tu dziecmi – syn zostal znanym kardiologiem a corka zamieszkala na Kamczatce i zajmowala sie badaniem wulkanow, wiec wrocila do USA.

Po ogladnieciu rezydencji zajechalismy do Dendarium– ogrodu botanicznego. Ladny na wzgorzu polozony z przycietymi krzewami I kamiennymi sciezkami ale nam sie chcialo juz polezec na plazy wiec wizyta w parku byla bardzo krotka. Na kolacje poszlismy do restauracji “Bielyje Noczi”  polecanej przez kolege w pracy, najlepsze w calej Rozji himkali.

Ostatni dzien pobytu zaczal sie leniwie – nie chcialo nam sie pakowac i wracac. Ale sie zebralismy i przed odlotem zajechalismy jeszcze na olimpijski stadion. Oryginalny stadion jest adoptowany teraz do Mistrzostw Swiata w pilce noznej w 2018 oraz do F1. Wynajelismy rowery i objechalismy kompleks – duzo betonu, budowle nie az tak imponujace jak w Benjinie no I zbytnio nie ma co tam robic, zobaczyc z zewnatrz i to wszystko.


I tak nasz krotki wyjazd sie zakonczyl.  Piekny sloneczny dzien szybko zamienil sie w ulewna burze – jak wchodzilismy na lotnisko swiecilo slonce a 1.5godz pozniej siedzielismy w samolocie na pasie startowym czekajac by burza i ulewa przeszla. Powygrzewanie sie na sloncu sprawilo nam wiele radosci – dopiero w Sochi uswiadomilismy sobie jak mocno nam brakowalo lata i slonca.

Saturday 15 August 2015

Elbrus - 2015/07

NA GRANICY EUROPY I AZJI, CZYLI SŁOŃ ZDOBYWA STOKI ELBRUSU

W powszechnej opinii najwyższym szczytem Europy jest Mont Blanc (4810 m n.p.m.) lecz w Rosji mają na ten temat odmienne zdanie i to jak najbardziej słusznie. Elbrus, z perskiego „błyszczący”, ma dwa szczyty: zachodni (5642 m n.p.m.) i wschodni (5621 m n.p.m.), i to ten pierwszy uważany jest tutaj za najwyżej położony punkt starego kontynentu.



Aby dotrzeć na start Elbrus Marathon, trzeba było dolecieć do miejscowości Mineralnyje Wody, a następnie spędzić blisko cztery godziny w busie podstawionym na lotnisko przez organizatorów.
Przedgórze Wielkiego Kaukazu powitało nas ponad czterdziestostopniowym upałem. Otwarte okna busa oferowały przyjemnie ciepły podmuch, lecz każde jedno zatrzymanie się pojazdu powodowało, że gorąc wyciskał z nas wszystkich poty.

Jak wyglądała podróż? Nitki samochodów jadących w przeciwnych kierunkach mijały się, ale dostrzegalna była niecierpliwość dość wielu kierowców. W przeciągu pół godziny byliśmy świadkami dwóch wypadków, a co kilka kilometrów stał radiowóz. Policjanci mieli pełne ręce roboty. Jak to tłumaczył kierowca, wyłapywali samochody z rejestracjami nielokalnymi, ażeby „pałuczyt’ diengi”, czyli „wziąć łapówkę”. Na drodze brylowały luksusowe auta (lexusy, mercedesy, beemwice), ale im bliżej Elbrusa byliśmy, tym więcej można było dostrzec ład i moskwiczów, a przez dość długi czas jechał przed nami klasyk radzieckiej motoryzacji łada sputnik, kiedyś marzenie wielu kierowców.

Okolice lotniska przypominały Alice Springs i australijski busz Outbacku, a mijane miejscowości były najzwyczajniej brzydkie. Stare czy też nigdy nieukończone budynki przyozdobione były szyldami w języku angielskim, czasami był chodnik, a czasami nie, psy snuły się w poszukiwaniu cienia i wody, a ludzie handlowali praktycznie wszystkim: owocami, warzywami, ubraniami, starociami itd.

Po pewnym czasie teren stał się pagórkowaty, a budynki zastąpiły pola. Choć to jeszcze lipiec, kombajny kończyły już żniwa. Pięknie wyglądały hektary słoneczników ciągnące się po horyzont, a w cieniu przydrożnych drzew policjanci niestrudzenie dokonywali kontroli pojazdów.
Po niecałych dwóch godzinach jazdy znaleźliśmy się na granicy rajonu baksańskiego (od rzeki Baksan) i wszyscy musieliśmy przejść obowiązkową rejestrację paszportów. Wyglądało to tak, że żołnierze w pełnym umundurowaniu stali na i przy drodze z kałachami, nakazując kierowcom zjechać pod niebieską budkę przy długim płocie zwieńczonym drutem kolczastym. Na bramie napis: MSW Rosji ..
Gdy ruszyliśmy w dalszą drogę, kierowca wyjaśnił, że do granicy z Czeczenią jest około 400 km, więc kontrole tego typu mają zapobiec wnikaniu „niepożądanego elementu” w głąb Rosji.


Krajobraz robił się coraz bardziej górzysty i dziki. Droga pięła się pod górę, wartkie potoki płynęły w przeciwną stronę, meczety zastąpiły cerkwie, a na drodze panowały… krowy. Kierowcy nie trąbili na nie, tylko omijali bądź czekali cierpliwie, aż te zejdą na bok. Robiło się coraz bardziej swojsko i sielsko. Ludzie zrywali śliwki przy drodze, sianokosy dawały okazję do kung-fu grabiami, kibelki na Małysza oferowały ulgę, a gościu jechał sobie poboczem na koniu i rozmawiał przez komórkę.

Sielankę przerwała kolejna blokada. Tym razem wyglądało to dużo poważniej. Co prawda nie musieliśmy zatrzymać się, ale umundurowani mieli tym razem wsparcie wozu pancernego z karabinem wycelowanym w Czeczenię. Co chwilę też mijaliśmy bilbordy i tablice upamiętniające siedemdziesiątą rocznicę dnia pabiedy, czyli zwycięstwa w wielkiej wojnie ojczyźnianej (1941-45), jak nazywa się II wojnę światową (1939-45) w Rosji. Gdy majestat gór kaukaskich zaczął robić imponujące wrażenie, z kolejnego bilbordu spojrzał Władimir Władimirowicz Putin ubrany w narciarską kurtkę. Poniżej widniał napis: „My gordimsja swajoj stranoj” („Jesteśmy dumni z naszego kraju”), a za bilbordem pojawiło się miasteczko Tyrnauz, którego radzieckie wieżowce robiły surrealne wrażenie na tle otaczających gór. Położone ono jest przy rzece Baksan, a w czasach ZSRR było ośrodkiem wydobycia rud wolfranu i molibdenu, które to wykorzystywano przy produkcji pocisków czy też tworzenia stopów stali. Wydawało się, że czas stanął tam w miejscu, tylko wszystko wokół było podniszczone.


Chwilę później wjechaliśmy do parku narodowego Prielbrusie, którego to wjazdu po obu stronach drogi strzegło dwóch złotych Kazachów i dwa wielkie złote koty (pumy?), minęliśmy miejsce startu w Wierchnim Baksanie i dotarliśmy do miejscowości Elbrus, gdzie to podekscytowany Słonik otrzymał pakiet startowy i dzielnie „wywalczył” sobie dodatkową „futbołkę” (koszulkę). Słońce chyliło się ku zachodowi, a dzielnego Michaiła Semionowycza dzieliło od startu 36 godzin…
Piątek rozpoczęliśmy pięciokilometrową przebieżką. Pomimo że było raptem kilkanaście minut po ósmej, na dworze było już „oczeń żarka” (bardzo gorąco). Temperatura przekroczyła 30 stopni, a niebo było całkowicie bezchmurne.

Po śniadaniu Aleksandra Michajłowna , Michaił Semionowycz i Uma Michajłowycz udali się do pobliskiej miejscowości Czeget położonej ok. 1500 m n.p.m. i wjechali wyciągiem krzesełkowym na górę o tej samej nazwie.

Na wysokości 3100 m n.p.m. wciąż było bardzo ciepło. Dało się też odczuć wpływ rozrzedzonego wysiłku na nasze piękne wysportowane ciała. Każdy wysiłek powodował, że oddech stawał się krótszy i szybciej człowiek się męczył.
wyciag krzeselkowy na Cheget 3.100 m n.p.m.
herbatka owocowa i widok na Elbrus


Elbrus i u jej podnoza mala wioska Tertol (tam sie juz droga konczy)
Na Czegecie nie było śniegu, ale na sąsiedniej Donguzoran, której to nazwa oznacza „Świński Ryj”, było go dość sporo. Nieco dalej po przeciwnej stronie było jeszcze więcej białego puchu. Nie było to żadnym zaskoczeniem, gdyż był to Elbrus, góra, którą Michaił Semionowycz miał okiełznać następnego dnia. Pijąc herbatę w bardzo sympatycznym drewnianym górskim domku spotkaliśmy małżeństwo z Torunia, które poprzedniego dnia było na Elbrusie. Potrzebowali oni na to czterech dni i w ich opinii nie była to bardzo trudna wyprawa. Pot z nas się lał, a oni wyjaśnili, że poprzedniego dnia byli smagani wiatrem przy temperaturze -10 stopni. Cóż, Michaił Semionowycz obiecał wysmagać w rewanżu Elbrus następnego dnia.

Miejscowość Czeget jest niewielka. Kilka hoteli, kilkadziesiąt domów, stragany i knajpki wokół placu, który był zwykłym klepiskiem w temperaturze 40 stopni sprawiła, że dokonawszy eksploracji stoisk usiedliśmy w cieniu zadaszenia szynku, co zwał się „U Eleny”.
Zimne piwo, dobre jedzenie i swojska atmosfera sprawiła, że spędziliśmy tam kilka godzin. Grill dymił, przy stoliku obok na oko 40-letni Maksym pił czarnego Jasia Wędrowniczka i wszystkie inne możliwe trunki. Co chwilę witał się czy to policjantami, którzy przyszli po coś do jedzenia, czy to z przechodniami, czy też z innymi klientami. Poczuliśmy, że zaczyna się weekend w chwili, gdy przy innym stoliku zainstalowało się osiem osób, wyciągnęło swoje zagryzki i specjały, z baru przynieśli wódkę, wino i zapojkę w kolorze żarówiasto zielonym. Ich sposób picia różnił się od tego w Polsce. Do literatek nalewali oni i wódkę i wino, a ów magicznie zielony eliksir spożywali z kieliszków do wina.

Punktem kulminacyjnym naszego pobytu w „U Eleny” była lodówka. Otóż kurier przywiózł lodówkę na napoje, którą to właścicielka lokalu najwyraźniej zamówiła. Gdy już pospolitemu ruszeniu mężczyzn siedzących przy stolikach z Maksymem na czele oczywiście udało się kolosa wyciągnąć z busa i ściągnięto karton, okazało się, że to nie był model, który pani Elena zamówiła. Kierowca przekonał ją jednak, że ta jest większa i w ogóle już została wypakowana, to po co się „wozić” w te i wewte, jak już jest ta. Dzieci w tym czasie już wycięły w kartonie drzwi i okna, i miały niesamowitą radochę. Z kolei pospolite ruszenie mężczyzn jęło debatować, jak giganta wnieść do środka, a problem poległ na tym, że główne drzwi były z małe. Uradzono, że wniosą ją bocznymi przez kuchnio-zaplecze. Czymś tam stuknęli o futrynę, a to nie wzięli pod uwagę progu czy stopnia. Cóż, gorąco było, ognista krew uderzała do głowy…


Nadeszła sobota. Pobudka chwilę po piątej, śniadanie i wyjazd na start maratonu. Strategie odnośnie ekwipunku Michaiła Semionowycza różniły się. To, że każdy uczestnik musiał mieć dwie latarki z zapasowymi bateriami, gwizdek, bandaż, rękawiczki, kurtkę i spodnie przeciwdeszczowe. Brak którejkolwiek z tych rzeczy sprawiał, że zawodnik nie zostawał dopuszczony do udziału w zawodach. Kwestię sporną stanowiła ilość napojów, którą wziąć miał nasz pogromca Elbrusa. Michaił Semionowycz był zdania, że jeśli weźmie dużo, to będzie miał ciężki plecak. Z kolei Aleksandra Michajłowna i Uma Michajłowicz uważali, że powinien wziąć tyle ile wlezie. Stanęło na tym, że wlazło pięć litrów (woda, cola i red bull).
- Cięzkie było - wspomina Michaił.



Punktualnie o 8:00 uczestnicy Elbrus Marathon (46 km) i Elbrus Trail (34 km) wystartowali, przebiegli mostem na drugą stronę Baksanu, przemierzyli Wierchnij Baksan i rozpoczęli wspinaczkę zboczem Elbrusu, by po około trzydziestu minutach zniknąć z pola widzenia. Robiło się coraz bardziej gorąco, a ich czekało wejście na 3441 m n.p.m. - prawie dwa kilometry przewyższenia.
- Najważniejszy jest szybki start - powtarzał przed rozpoczęciem zawodów Michaił Semionowycz. - Gdzieś to kiedyś przeczytałem.
- Jak chcesz przejażdżkę helikopterem, to szybki start is the right way – z przekąsem odparła Aleksandra Michajłowna.























Gdy Michaił Semionowycz oblewał się potem na stokach Elbrusu, Aleksandra Michajłowna i Uma Michajłowicz udali się stopem do miejscowości TenNAZWANAZWA i odwiedzili muzeum wspinaczki górskiej im. Włodzimierza Wysockiego. Poświęcone ono jest długiej tradycji chodzenia po górach Kaukazu. Elbrus po raz pierwszy został zdobyty w 1829 roku, a na kartach historii regionu zapisał się CzokaNAZWISKO i jego synowie. Senior rodu dożył 116 lat, a ostatni 209 raz był





O godzinie czwartej zaczęło padać a na niebie pojawiła się piękna tęcza. Nerwy zaczynały po mału dawa znać o sobie gdyż oczekiwany zawodnik był już 2 godz po planowanym czasie ukończenia.


O 17:50 na horyzoncie pojawiła się znajoma sylwetka zmęczonego zawodnika..
Pora na odpoczzynek bo jutro czeka nas wczesna pobudka i powrót do Pietrograd, krainy sanatoriow i wód mineralnych.

"to był najcięższy race jaki zrobilem"

Elbrus Maraton 46km przewyższeń 3,100m
ukończyło 40 zawodników, Słon zajął 16 miejsce z czasem (:50