Sunday 3 December 2017

Taiwan - 2017/11

Nie było by udanych wakacji gdyby nie miały jakiegoś elementu sportowego. Tym razem gdy zdecydowaliśmy się na wyjazd do Taiwanu szybko wszedłem na internet i zacząłem szukać jakiś pomysłów. No i proszę po chwili okazało się, ze godzinę drogi od Taipei, które jest stolica Taiwanu jest bieg górski - Taiwan 50. Tylko jak by to wszystko ogarnąć żeby zgrać z naszym wyjazdem? Bieg jest w sobotę, start o 6:30 a my w piątek jeszcze jesteśmy w Hong Kongu. Nie ma problemu, samolot z Hong Kongu ląduje o 19:30 czasu lokalnego w Taipei, dwie godziny z lotniska do hotelu i o 4:30 rano jest zapewniony autobus przez organizatorów z centrum Taipei dowożący na start. Perfekcja!

Po niecałych 3 godzinach snu wstaliśmy rześko gotowi na przygodę. Dobrze ze jet-lag pomagał i tak nie dawał spać. Po zjedzeniu ostro przyprawionych taiwańskich klusek zakupionych w poprzednia noc w 7-Eleven założyliśmy plecaki i ruszyliśmy to centralnej stacji autobusów. Dobrze ze Ola miała wszystkie detale oczytane bo bez tego pewnie byśmy autobusu nie znaleźli. No ale po znalezieniu właściwego wyjścia ze stacji autobus rzeczywiście stal i kilku biegaczy już siedziało. Po godzinnej jeździe podczas której wspomniany autobus kilkakrotnie zabłądził dotarliśmy nad Shihmen Reservoir.

Ciemno kompletnie i nie wiadomo co się dzieje a zanim dojechaliśmy główny bieg na 50 km już wystartował. My byliśmy zapisani na 21 km. Trasa się pokrywała do pewnego stopnia. Odebraliśmy numery i około 6 zaczęło się rozwidniać i wreszcie zidentyfikowawszy start/metę, ostawiliśmy się czekając na start zapowiedziany na 6:30 wraz z reszta około 200 zawodników. Nagle około 6:21 nastąpił wystrzał i wszyscy pobiegli. Co jest? Chyba się zaczęło, wiec popędziliśmy za wszystkimi. Po krótkim płaskim odcinku zaczęły się góry. Strome, śliskie błotniste, kamienne, wszelakiego typu, ale cały czas albo pod gore albo w dol. Lekki kryzys nastąpił po 2 godzinach i w tym momencie przydały się wzięte zele energetyczne i coca cola. Po zbiegu nad tamę na około 12 km Ola zdecydowała na lewo na pętle dystansu 13km a ja popędziłem prosto na 21km. Po niecałych 3 i pól godzinach Ola dotarła na metę a ja dawałem ile się dało żeby zdążyć na odjeżdżający autobus ale się nie udało i dotarłem po 4:15. Ogólnie fajny bieg ale trasa ciężka. Niby wielkich gór nie ma ale ponad 1000m przewyższeń i wertepy niezłe. Organizacja przypomina trochę lata 90 w Europie kiedy sport się dopiero zaczynał rozwijać a status International to chyba podtrzymywała nasza obecność i garstki ex-pats mieszkających w Taiwanie.
 


Tak minęła nam sobota, pierwszy dzień w Taiwanie. Taipei za dużo nie widzieliśmy poza potężną stacja główną (kombinacja dworca kolejowego, kolei szybkiej, autobusowego, metra i sklepów) mająca 2 pietra pod ziemia i kilometry do przejścia. W niedziele wsiedliśmy w "tajwanskie pendolino" osiągające 300km na godz i pojechaliśmy na południe wyspy na 5 dni. Zawody za nami teraz w planie miało być prawdziwe nic nie robienie, czytanie, spanie i nie czucie "kaca moralnego" ze nic się nie zrobiło.

Hotel okazał się super (tym razem to był wynalazek Slonia)  wielki pokój z balkonem i widokiem na morze, 2km plaza tuz przed hotelem. Woda ciepła ale pływać można było tylko w kamizelkach albo z gąbką (nawet Slon musiał się podporządkować). Taiwan jest wyspa ale plaż nie ma, poza tym "życie plażowe" jest tam mało popularne, lokalni siedzieli głownie przy basenie i tylko co niektórzy byli na tyle odważni by chodzić na spacery wzdłuż plaży.



Nasz typowy dzień to śniadanie, posiedzieć na plaży, popołudniowy drink na balkonie albo w barze a obiady jadaliśmy na straganach albo w pobliskich lokalnych restauracjach. Kenting street to główna ulica jakieś 5 min od hotelu, która w ciągu dnia była prawie bezludna ale wieczorem przeobrażała się w kolorowe skupisko straganów.





W środę postanowiliśmy coś wreszcie zrobić - pojechać do Kenting Natural Parku, główna atrakcja tej części wyspy. Plan był prosty -wynająć skuter elektryczny (bo elektryczny można bez prawa jazdy, skutery na benzynę potrzebują prawo jazdy a europejskie nie są uznawane). Niestety nie doczytaliśmy szczegółów, okazało się ze na skuterze elektrycznym nie można mieć pasażera - wiec ostatecznie wynajęliśmy zardzewiałe rowery i udaliśmy się w 14km podróż. Pierwsze 8km pod gore było wykańczające -oboje dotarliśmy tam kompletnie mokrzy a koszulki można było wykręcać.


Za to następne 8km było całkiem spoko bo z górki, nawet udało nam się wyprzedzić skuter elektryczny (pewnie dlatego, ze hamulce w zardzewiałym rowerze tak nie bardzo pracowały). Tak tez znaleźliśmy się przy Sail Rock - gdzie spijaliśmy piwko siedząc na plaży.



W piątek wczesnym popołudniem wróciliśmy to Taipei - tym razem trzeba było coś zobaczyć. Zwiedzanie zaczęliśmy wczesnym wieczorem od wejścia po około 400 schodach na słońską gore, skąd rozciągał się piękny widok na miasto oraz Taipei 101 (obecnie 3 najwyższy budynek na świecie).

W Taipei 101 jest platforma widokowa na 88 pietrze, a niższe pietra to bardzo luksusowe centrum handlowe, gdzie większość znanych projektantów ma sklepy a ceny są wysokie w porównaniu do Europy. Na parterze znajduje się restauracje i to tu mieliśmy nasz pożegnalny obiad.

Ostatni dzień, samolot dopiero o północy wiec późnym rankiem pojechaliśmy do Muzeum Pałacowego, gdzie zapisaliśmy się na darmowe oprowadzanie z przewodnikiem. Tlumy wielkie i dla kogoś interesującego się kultura wschodu mnóstwo ciekawostek, my to poza kapusta (na zdjęciu) za duzo nie zapamiętaliśmy.


Tak minął nam tydzień w Taiwanie. Jak się tam znaleźliśmy? Szukając lotów to Hong Kongu wyszukiwarka znalazła połączenie przez Taipei a ze nigdy tam nie byliśmy pomyśleliśmy czemu nie. Potem troszkę poczytaliśmy i pomyśleliśmy ze chyba to nie jest dobry pomysł a potem znów pomyśleliśmy ze zawsze to nowe miejsce i tak tez kupiliśmy bilety i znaleźliśmy się w Taiwanie.
Taiwan to wyspa wielkosci Belgii ale ma 2 razy tyle mieszkancow. Administracyjnie jest podporzadkowana China i do tej pory tylko 21 krajow uznalo Taiwanu niezaleznosc.

Nasze wrażenia są bardzo pozytywne, zdecydowanie czyściej niż w innych krajach azjatyckich włącznie z Hong Kongiem. Ludzie są mili i pomocni ale nie są natarczywi i nie oczekują napiwków. Poza Taipei nie widać wielu non-azjatyckich turystów. Skutery pozostają najlepsza forma transportu. Baza turystyczna się rozwija, jak na  razie nie ma za wiele hotelów a te co są to stanowią interesujący mix rożnych stylów. Pewnie tu nie wrócimy ale nie znaczy to, ze nie polecamy odwiedzania Taiwanu.


Jadeit w kształcie kapusty








Torun - 2017/10

Zima nadchodzi i to wielkimi krokami.
Weekend przed Wszystkimi Świętymi Uma postanowiła biegać maraton w Toruniu

200 zawodników dzielnie stanęło na starcie mimo nieprzyjemnej pogody
Rys dzielenie piątki przybijał
Uma dzielnie truptala i życiówkę nabiegała 3:25:08
Na mecie - nie wiadomo kto był bardziej szczęśliwy, Uma ze skończyła czy my ze się ogrzać będziemy mogli

Fun klub
Jeden z tych spontanicznych wyjazdów, które nawet zła pogoda nie popsuła.  Wszyscy zjechaliśmy się w sobotnie popołudnie, odbiór numerów potem przechadzka po starówce i obowiązkowy obiad w Pizzerii Piccolo (domowej roboty pizza i barszcz) - legenda za czasów studenckich Umy.
Rys dowiedział się ze krzywa wieża jest znana i fotografowana bo jest krzywa a nie dlatego ze ma nalepkę jak Uma starała się ja przekonać.

pizza w Piccolo
przed Radiem Maryja

leniuchowanie w domu
osioł z "dwoma osiołkami" na starówce




Fajny, spontaniczny wyjazd - aby częściej udawało nam się takie organizować

Saturday 2 December 2017

Rzym - 2017/10

Po 12 latach wróciliśmy do Rzymu - czemu tak długo? Dobre pytanie, bo Rzym to jedno z najfajniejszych dużych miast naszym zdaniem. Planu na zwiedzanie nie mieliśmy ale za to dobre towarzystwo - kaczka Orest i gęsia Ania.

Dzień 1 - wczesna pobudka, w Rzymie lądujemy o 8 rano. Apartament ok ale lokalizacja wspaniała, zaraz kolo Koloseum. Popołudnie spędzone na włóczeniu się po Rzymie, wszystkie najważniejsze zabytki zaliczone, drinki wypite, 18km w nogach. Późnym wieczorem drób przyjechał - wiec standard pogaduszki + wino i tak nas zastał wczesny ranek.

Panteon "Świątynia Wszystkich Bogów" z 125 n.e.

okulus (oko) w kopule Panteonu - jedyne źródło światła, ma średnice 9m. Otwór nie ma przykrycia, podłoga w środku Panteonu jest lekko wklęsła i ma otwory odpływowe

Dzień 2 - leniwy poranek no bo przecież jesteśmy na wakacjach. Potem włóczenie się no i długa przerwa na parę drinków. Prawdziwe wakacje bez stresu.
Fontana di Trivoli - według legendy by wrócić do Rzymu trzeba wrzucić monetę prawa ręka przez lewe ramie stojąc tyłem 
Schody Hiszpańskie przy Piazza di Spagna prowadza do kościoła Trinita del Monti


Dzień 3 - spontaniczny wyjazd do Pompei i Vesuvio. Całkiem sprawnie wszystko poszło, Półtora godziny pociągiem i jesteśmy w Pompei, gdzie załapaliśmy się na zwiedzanie z przewodnikiem. Potem autobus to Vesuvio i wspinaczka do krateru. Potem pociąg to Napoli, czas na szybka pizze i powrót do Rzymu. Spontaniczny ale bardzo fajny dzień.
prawdopodobnie tu sprzedawali jedzenie na wynos, w otworach stały garki podgrzewane od dołu ogniem

Zdobienia na ścianach term

przejście dla pieszych, wgłębiania (tory) zostały wydrążane przez kola riksz.

Termy składały się z dwóch identycznych budynków, jedno dla kobiet i jedno dla mężczyzn. Kazdy budynek miał szatnie, pomieszczenie na zimna, ciepła i gorąca kąpiel. Sale były ogrzewane ciepłym powietrzem krążącym pod posadzka i miedzy ściankami działowymi - na zdjęciu podłogowe ogrzewanie

w Pompejiach było sporo domów publicznych, co ciekawe w każdym z pomieszczeń było kamienne łózko 

Vesuwiusz, którego erupcja 24 sierpnia 79 AD zniszczyła Pompeje

Pompeje są bardzo dobrze zachowane ponieważ pokryte zostały duza warstwa pyłu wulkanicznego. w 79AD i ponownie odkryte przez przypadek w XVIII wieku.  Pyl stanowił doskonalą izolacje, ciała ludzkie zostały przysypane pyłem wulkanicznym i z biegiem czasu uległy rozkładowi pozostawiając przestrzeń. W czasie wykopalisk powstał pomysł by wypełniać napotkane dziury gipsem - w ten sposób powstały odlewy pokazujące ludzi i zwierzęta w pozach w jakich zasypał ich pyl

Zdjęcie na żabkę to tradycja

krater Wezuwiusza - ostatnia erupcja była w 1944

Pizza Napoli w Napoli z sosem pomidorowym, mozzarela i bazylia, uznana została przez UNESCO za dziedzictwo niematerialne

Dzień 4 - wczesna pobudka, długie kolejki do Watykan Muzeum ale my mamy rezerwacje wiec bez kolejki (no fajnie tylko ze się okazuje ze rezerwacja na zły dzień) No cóż Slon się nominuje do stania w długiej kolejce a reszta idzie na poszukiwanie szopki świątecznej. Koniec dnia, Watykan zaliczony ale wycieczka mocno zmęczona.

widok z kopuły bazyliki na Plac Sw Piotra, który otoczony jest 140 kolumnami. no gorze których są figury świętych. Plac został zaprojektowany przez Berniniego.

Domus Sanctae Marte, tu mieszka obecny papież Franciszek. Jego poprzednicy mieszkali w Palacu Apostolskim

Pieta, zajęła  dwudziestu jedno letniemu Michaelangelo 2 lata, jedyne dzieło, które podpisał. W 1972 roku pieta została zniszczona przez umysłowo chorego geologa, który uderzył 15 razy w pietę młotkiem i uszkodził lewa stronę Matki Boskiej.

grobowiec Jana Pawla II,po kanonizacji zwłoki zostały przeniesione do Brazylijki Sw Piotra

Dzień 5 - Watykan muzeum rano, lunch a potem komitet pożegnalny bo drób odjeżdża,
Kaplica Sykstyńska, sklepienie zdobi dzieło Michelangelo. Zajęło mu 10 lat skończenie tego dzieła, przedstawia historie od stworzenia świata po grzech pierworodny do potopu.

wino, pogodny wieczór, koloseum - w naszym mniemaniu nie złe zakończenie wakacji