Sunday 3 September 2017

Grossglockner - Austria - 2017/07



Tradycją ostatnich kilku lat stał się udział w biegu górskim. W 2015 roku były nimi Bieg Rzeźnika (77 km) w Bieszczadach, 46-kilometrowy maraton na masywie kaukaskiego Elbrusa z wejściem na ponad 3100 m n.p.m., Bieg Wawrzyńca (85 km) w Karkonoszach. Rok 2016 okraszony był czerwcowym Rzeźniczkiem (28 km) i sierpniowym CCC (101 km) w ramach tygodnia UMTB w Chamonix. Lipiec 2017 to niegórski IronMan (3,8 km w wodzie – 180 km na rowerze – 42,195 km biegiem) w niemieckim Roth i sztafeta wokół masywu Grossglocknera w austriackich Alpach


Österreich („państwo na wschodzie”) czasy potęgi austro-węgierskiej ma za sobą. Po rozpadzie Austro-Węgier po I wojnie światowej, klęsce w II wojnie światowej oraz krótkim okresie denazyfikacji Austria przystąpiła do planu Marshalla oraz zobowiązana została do zachowania wieczystej neutralności. Od tamtej pory rozwija się bardzo szybko, co niekoniecznie dziwi, biorąc pod uwagę fakt, że z tego niewielkiego kraju (83 878,99 km² i 8,6 mln mieszkańców) wywodzi się wielu słynnych ludzi muzyki (Mozart, Haydn, Mahler, Schubert, Straussowie, von Karajan), sztuki (Klimt, Kokoschka, Schiele, Rielke), szeroko pojętego biznesu (Porsche, von Rothschildowie, Swarovski, Lauda), nauki (Doppler, Asperger, Freud, Paracelsus, wielu laureatów nagrody Nobla z fizyki, chemii czy medycyny), filozofii (Wittgenstein, Husserl, Feyerabend, Popper), sportu (Schwarzenneger, Lauda, Alaba, skoczkowie narciarscy), reżyserzy (Lang, Preminger, von Stroheim, Wilder, Zinnemann, Seidl, Haneke), wynalazca maszyny do szycia Josep Madersperger, ludzie tak różni jak Adolf Hitler i zmarły w 2005 roku tropiciel nazistów 97-letni Simon Wiesenthal. Pomimo, że Austria jest obecnie republiką federalną z prezydentem Alexandrem Van der Bellenem i kanclerzem Christianem Kernem, to niezmiennym od lat pozostaje fakt, iż króluje tu Grossglockner (3798 m n.p.m.), i to właśnie w usytuowanym u jego stóp Kaprun od 2015 roku organizowany jest Grossglockner Ultra-Trail. Powiatowe 10-tysięczne Zell am See przyciąga rzesze turystów bliskością najwyższego szczytu w Austrii, jak również pięknym jeziorem malowniczo położonym między górami. Żaglówki, rowery wodne, motorówki tną odbijające się w tafli wody szczyty pokryte wiecznym śniegiem, zmieniając je w obrazy impresjonistów. Nieodległe Kaprun (od celtyckiego „biała, tudzież wzburzona, bystra woda") jest miasteczkiem trzykrotnie mniejszym. Przyciąga ono wspinaczy, narciarzy oraz biegaczy górskich.


Głównym punktem programu Grossglockner Ultra-Trail jest 110-kilometrowa pętla wokół masywu. Można pokonać ją indywidualnie bądź w tzw. „sztafecie”. Polega to na tym, że pierwszy z zawodników przemierza odcinek z Kaprun do Kals am Grossglockner, gdzie drugi przejmuje odeń numer startowy, by udać się do Kaprun. Limit czasu wynosi 31 godzin (limit czasu do Kaprun – 16 godzin), a suma podejść to 6500 metrów.


Bieg poprzedziła krótka odprawa. Organizatorzy zapowiadali spokojną noc i burze następnego dnia. Odziany w charakterystyczną żółtą koszulkę Klubu Biegacza GOCH Michał uśmiechnął się i rzekł, że wtedy odpoczywał on będzie już w Kaprunie.


GU-T rozpoczął się w piątek 21 lipca punktualnie o 23.00. Niebo było niemalże bezchmurne, księżyc dopiero się wypełniał, gwiazdy migotały, gdy czołówki blisko 300 uczestników pomknęło uliczkami Kaprun ku ciemnym zboczom Grossglocknera.



Noc była piękna, gwiaździsta, ciepła… w Kaprun.

Michał wspomina: „Było w miarę OK do momentu, gdy nadszedł kryzys. Potem było jeszcze gorzej, a potem, to już w ogóle było ciężko. Nadomiar, czołówka nie działała zbyt dobrze, a zapasowa była jeszcze słabsza. Na czterdziestym kilometrze pomogły trzy kit-katy i dwie kole. Potem był jeszcze lodowiec. Ślisko, dwa czy trzy dupowania. Kijki przydały się bardzo. Bez nich nie sposób było utrzymać równowagę. A potem jeszcze burza, deszcz i bieg zatrzymany na pół godziny, co pozwoliło na niewielką regenerację, no i jeszcze z górki do przepaku w Kals."


Daniel wspomina: „Ostatnia część zbiegu do Kals wiodła asfaltem, a Michał celował w 11 godzin. Byliśmy na przepaku w sobotę ok. 9.30 rano. Nielicznie zgromadzeni dopingowali zbliżających się zawodników. Nie wiedzieliśmy ile czasu będziemy musieli czekać, gdyż livetracking przestał działać nad ranem. W biurze zawodów powiedziano nam, że to z powodu burzy. Przypomniał mi się uśmiech Michała sprzed kilkunastu godzin. Tak to już jest w górach. A gdy dostrzegłem żółtą koszulkę ok. 300-400 metrów przed przepakiem kilka minut przed 11.00, ten Michał sprzed 12 godzin był o wiele mniej schludny, pachnący, uśmiechnięty, żwawy, elegancki. Usadowiwszy się na ławce stwierdził, że było ciężko, że burza, że kryzys, że lodowiec, że dobrze że kijki.

 
Przekazanie numeru sztafety, czołówek, innych drobiazgów i przepak pozostał z tyłu. Jeszcze nie wybiegłem z Kals, a spotkałem będącego od 12 godzin na trasie Vladimira - nuerobiologa ze Słowacji. Następne 20 km do przepaku Berghotel Rudolfshutte minęło błyskiem. Podejście na blisko 2600 m n.p.m. było moją życiówką wysokości i jakoś tak bezboleśnie to się odbyło. Zejście w dół do przepaku, na którym przy hamburgerach czekali Ola z Michałem. No i kolejne podejście, i kolejna życiówka, tym razem na prawie 2700 m n.p.m. Tym razem boleśnie się to odbyło. Chyba zabrakło tlenu, na pewno treningu, a robocop Vladimir czekał i dopingował, aż w końcu zniknął za granią. Michał w tym czasie uśmiechał się do hamburgera i mówił, że Uma porusza się z prędkością 2,5 km/godz. Na domiar wszystkiego zaczęło grzać. Podejście wszystkim podchodzącym zdawało się drogą krzyżową.



Ukrzyżowania nie było. Na szczycie siódmy przystanek sobie urządziłem, kilka łyków wody i spojrzałem w dół na bite 2 km stromizny złożonej z rumowiska głazów skalnych i śniegu po kolana. Pooowwwoooollli z głazu na głaz, śśśśśśnieg, dwa szybkie dupowania, znów trochę głazów, zamiast śniegu – błoto, by w końcu zejście zaczęło wić się dość przyjemną ścieżką ku jednej z największych atrakcji tej części Alp – rozdzielonych tamą Mooser zalewów Mooserboden i Wasserfallboden. Pogoda była śliczna, więc uśmiechnąłem się na wspomnienie uśmiechu Michała. Zbieg wiódł ku wyższemu zalewowi, wzdłuż niego, a następnie szczytem zapory do ostatniego punktu odżywczego. No i jeszcze 16 km w dół do Kaprun, setki strumieni do pokonania, kilka tuneli, kilka razy łańcuchy, w tym „najefektowniejszy” na setnym kilometrze trasy na wysokości szóstego piętra po pionowej ścianie strumienio-wodospadu. Ciemności dopadły mnie w lesie na obrzeżach Kaprun. Lampka, kilkaset metrów kamienistej ścieżki w dół i Kaprun, gdzie na rowerach czekali Ola i Michał, 3 km pokonane wespół i meta.




Czas brutto - 22 godziny i 52 minuty minus pół godziny, które Michał spędził czekając na przejście burzy (czas Vladimira – 22 godziny i 22 minuty). Burza rozpętała się w Kaprun na dobre godzinę później. Dobry timing czy fuks?”



Ola wspomina: „Dwa idioty wybrały się w góry. Miały więcej szczęścia niż rozumu.”

 

 

Podczas Grossglockner Ultra-Trail organizatorzy proponują również krótsze warianty trasy: 50 km z Kals do Kaprun (czyli druga część sztafety) oraz 30-kilometrowy trail Weisee Gletscherwert Trail (30 km i 1000 m podejść). Bieg główny był wymagający, czego dowodzi fakt, że niemalże połowa uczestników nie dotarła do Kaprun. Nagrodą było 5 punktów UTMB za pokonanie 110 km, a w przypadku sztafet, 4 punkty otrzymywał pierwszy zawodnik (Michał), 3 – drugi (Daniel), a warunkiem koniecznym było ukończenie trasy

Jednym z ciekawszych wątków rozmów podczas tych kilku dni w Alpach były tzw. „enklawy” w różnych częściach Europy, czyli np. to, że Karlowe Wary czy Niceę „wykupili” Rosjanie, a Kaprun w znacznej mierze „należy” do Arabów [zasadność kilkukrotnego użycia cudzysłowu pod dyskusję skorym poddać jestem, gdyż pewnym jej nie jestem]. I faktycznie, w niedzielę podczas lunchu w Zell am See Ola wygooglowała artykuły opublikowane na łamach angielskich The Telegraph i The Guardian, opisujące wydaną przez władze Zell am See i Kaprun ośmiostronicową broszurkę w językach arabskim i angielskim dla odwiedzających z krajów Bliskiego Wschodu. Stanowi ona m. in., że ubiór kobiet nie podlega ścisłym wytycznym i nie muszą one nosić burek, a kolor czarny symbolizuje żałobę, że nie należy targować się podczas zakupów, że w hotelach nie je się na podłodze, że w austriackiej naturze leży nawiązywanie kontaktu wzrokowego oraz że uśmiech skierowany do nieznajomych osób ma na celu okazanie przyjaznych zamiarów.

Kaprun
Ziel am See
Godzinę później spadł deszcz, a dzieci pań w burkach przywitały ów (egzotyczny) fenomen z niekłamaną radością…


1 comment:

Patricia Carter said...

Thanks for sharing your travel details. Reading the post was fun.
discount new york yankees tickets
new york yankees tickets online